sobota, 11 października 2008

Pierwszy dzien w Piura

9.10.08
Juz godzina 10.31 a w Polsce 5.31, chyba udalo mi sie przestawic na czas peruwianski. Nie czuje takiej sennosci jak na poczatku.

Dziekuje, ze piszecie do mnie, dziekuje, ze czytacie bloga. Widze w tym sens, zeby siadac wieczorem i pisac.

Dzis moj pierwszy dzien w Piura. Poznalam dzieci w oratorium porannym i popoludniowym. Dzieci sa strasznie kochane od razu rzucaja sie na szyje, nie mozna sie od nich uwolnic, bez przerwy gdzies ponad 30-dziestka dzieci wola na zmiane „seniorita Aneta! Seniorita Ania!” Przedstawilam sie dzis im i powiedzialam ze znam troche hiszpanski od razu otoczyla mnie grupa dzieci gotowych od zaraz mnie uczyc. Smiesznie, pytaja mnie jakie jezyki znam, dowiedziawszy sie ze znam troche angielski, zaczeli wykorzystywac swoj angielski, ktory raczej nie jest angielskim z wymowy, wiec siedze i mysle co oni do mnie mowia czy mowia po hiszpansku, czy to jest ten angielski o innej wymowie. Chwilami jestem zakrecona jak ruski sloik. Smiesznie kiedy zegnaja sie po angielsku ich angielsku. A tak wogole to niektorzy znaja pare slowek po polsku, jak milo – to szkola Agnieszki Jaroszewicz. Dziewczyniki juz obtarowaly mnie prezentami: brazoletka i naklejka (dzieciece skarby). Tu daje sie prezenty bez okazji – to mi sie podoba:) dosłownie to bez okazji.

Staraszanie mi sie tu podoba Ci ludzie mnie zaskakuja, jak sie okazalo w czwartki kobiety maja takie spotkania, na ktorych robia na drutach, szydelkuja, pieka ciasta – mniam mniam, chodzilam dzis i przypadkiem mnie zawolali zapraszajac na sprobowanie. Tu jest tak ze przychodzi nauczycielka i uczy piec ciast innych kobiet, po przez praktyke. Tu jest niesamowicie ludzie potrafia sie fajnie zoorganizowac, sami.

Lecz nie wszystko jest kolorowe, tu sa dziewczyny ......... i chyba sa troszke zazdrosne. Ale moze uda mi sie to zmienic. Mam na to rok. Jadlam dzis z nimi posilek i podali taki ryz za ktorym nie przepadam, ale sobie w mysli mowie nie dam im kolejnego powodu do obgadywania. Zazdrosc chyba jest znajoma nam wszystkim. I strasznie niszczy kontakty miedzy ludzmi. Mysle, ze duzo tez zalezy od drugiej osoby, ona musi cos zrozumiec.

Dzieci non stop mnie pytaja ile mam lat kiedy slysza ze 23 (tak mam 23 lata ;) tu w Peru powinnam miec conajmniej piatke dzieci, w tym wieku. Wiec mialam rozne pytania „czy mam meza? Czy mam dzieci?”

Dzis bylam pierwszy raz na slamsach i ....... to jest trudne doswiadczenie poplakalam sie, nie bylo swiatla wiec nie zauwazyli, oni nie maja nic nawet domu, bo to w czym mieszkaja nie jest domem. Sprobujcie wziac tatarak suszony w polsce posplatac go i z tego bedzie sciana moze i na dach starczy a jak nie to nie ma dachu, czasem nie zawsze i na sciane starczy. Nie ma podlogi, za podloge sluzy piasek, ubity. W zimne noce cieplo daje rozpalone ognisko po srodku. Tak wyglada nedza. Weszlismy dzis do takiej chatki przywitala nas kobieta z 2 tygodnowym dzieckim na rekach – jedno mi przyszlo do glowy jak w takich warunkach moze zyc noworodek?

Sa tez troche lepiej wygladajace domy, z kartonow, plyty, tektury wielkosci przypominajacej polskie garaze, lecz polskie garaze wygladaj o 100 kroc lepiej.

2 komentarze:

Unknown pisze...

Moja kochana, cieszy mnie, że wszyscy Cię dobrze przyjmują. No i że zapraszają na ciasto, że zasypują pytaniami. Widać mają potrzebę dowiwedzieć się czegoś więcej o osobie, która przyjechała do nich z dalekiego końca świata :):)
Co do Twego pobytu w slamsach - bieda zawsze jest przerażająca, niestety tam bieda ma charakter bardzo skrajny... i to się chyba, niestety, nie zmieni bardzo długo...mimo tego trzeba tym ludziom pomagać. Przede wszystkim byciem z nimi żeby się nie załamali do reszty. Nie bardzo wiem jak można im jeszcze pomóc, modlitwa tu nie wystarczy, tu trzeba materialnie też działać. Tylko co ja mogę sama i na odległość...? taka gorzka refleksja :/

Joanna pisze...

Pewnie jeszcze "kilka" takich doświadczeń będziesz miała. Życzę Ci wytrwałości :) Asia